Łączna liczba wyświetleń

środa, 4 września 2013

rozdział 4

      - Kto to? - zapytałam mojego towarzysza cały czas przyglądając się mężczyźnie na przeciwko. Zarumieniłam się, gdy jego wzrok skierował się na mnie, a zmysłowy uśmiech pojawił się na jego twarzy. Przygryzłam wargę i obróciłam twarz w stronę Eliota.
      - Kyle. On jest kusicielem. Anioł, który obiecuje dobrą zabawę, ale zazwyczaj efekt jest odwrotny. Niewielu mu ufa. Jest jednym z najlepszych w swoim fachu co czyni go jeszcze bardziej przerażającym. - wytłumaczył ostrożnie dobierając słowa. 
      - Czyli jest ... diabłem? - zapytałam. Zawsze kusiciel kojarzył mi się ze złem. Tak jak wąż omotał Ewę, przez co zjadła jabłko. Z tego by wynikało, że Kyle jest wysłannikiem Szatana. Ah ten mój sposób rozumowania.
      - Kochanie, diabły to określenie, które wymyślili ludzie. Teoretycznie można ich tak nazwać, ale praktycznie Kusiciele to są Angeli Tenebrae, co przetłumaczone z łaciny rozumie się jako Anioły Ciemności. 
      I tu pies pogrzebany. A przez całe życie katecheci wmawiali mi co innego. Tak się znają na religii jak ja na elektryce. A trzeba było dokładniej przeczytać Biblię. Może pogłębiłabym w ten sposób moją wiedzę na temat teologii.
      - Możesz powiedzieć mi coś więcej na ich temat? - zapytałam, gdyż zainteresowało mnie słowo "ciemność" w tej nazwie. Czy nie można by powiedzieć po prostu "złe Anioły"?
      - W porządku, czemu nie. Ale jakby ktoś pytał, to wyciągnęłaś to ode mnie zaraz po tym, jak mnie zaczarowałaś swoimi pięknymi oczami. - Uśmiechnął się zawadiacko, a ja zachichotałam.
      - A czy będzie taka konieczność, aby wymyślać wymówki? Anioły nie kłamią, czyż nie? - zaśmiałam się na co zareagował tak samo.
      - Jednak czasem możemy robić wyjątki.
      - Często się to zdarza? - zapytałam zaciekawiona taką postawą mojego kolegi. Bądź co bądź, on pracuje dla tych dobrych.
      - Tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z tak pięknymi i uroczymi istotami jak ty. - wyszeptał mi do ucha, po czym posłał uśmiech, który spowodował, że poczułam się szczęśliwsza. - Normalnie nie rozmawiamy na tematy Ciemności z nowymi, aby ich nie zrazić do tego miejsca i istot, które tu mieszkają. Zazwyczaj powstają przez to same komplikacje i mamy wtedy do czynienia z anielską biurokracją.
      - Biurokracją? A ja myślałam, że w Zaświatach jest ... prościej niż na Ziemi. - Próbowałam odpowiednio wyrazić to co zamierzałam.
      - Czy ja wiem? I tu, i tu można narobić sobie kłopotów. - odparł po krótkim namyśle.
      - To jak? Opowiesz mi coś o Kusicielach? - zatrzepotałam rzęsami i posłałam w jego kierunku najładniejszy spośród moich uśmiechów. Jak już uważa, że jestem ładna, to czemu mam tego nie wykorzystać, aby zyskać informacje? Tak wiem, okropna jestem. Z pewnością trafię do Piekła za manipulowanie Aniołem. No ale cóż, raz się żyje, mówią.
      - A więc tak jak już wspomniałem i czego można domyślić się z nazwy, zadaniem Anioła Ciemności jest kuszenie. Wywierają na ludziach taki wpływ, jak Anioły Szczęścia, tylko mają odwrotne skutki. One wykorzystują swoją moc do złych celów. Wpływają na decyzję osoby, którą uznają za swój cel. Wchodzą do myśli człowieka i robią za sumienie. Wymazują z głowy wyobrażenia na temat konsekwencji wyboru. Sprawia im to frajdę jak patrzą z góry jak ich wybranek albo wybranka robią to na co ich namówili, a na pewno nie jest to dobre. Kuszą do złego. Taki przykład. Załóżmy, że masz do czynienia z takim Kusicielem, który jest Tobą zainteresowany. Chce, żebyś go pocałowała, zbliżyła się do niego. Jeśli jesteś wystarczająco podatna, może spowodować, że ty będziesz tego chciała bardziej niż on, co też w następnej chwili uczynisz i go pocałujesz. W ten sposób oni dostają to co zapragną. Ale jeśli nie jesteś podatna możesz to powstrzymać i nie dać się omotać. Rozumiesz? Tak samo jest z hipnozą. Albo jesteś na tyle słaba, aby móc Cię zahipnotyzować albo nie. - Mówił tajemniczo, że aż przeszedł mnie dreszcz. - Stworzyli sobie nawet skrót, aby mogli siebie rozpoznać. Nazywają się "AC". Te dwie literki mają zazwyczaj przyszyte do ubrania. 
      Nie wiem, w którym momencie, ale chyba przeoczyłam fragment, kiedy Kusiciel pokonał długi dystans dzielący nas od niego, ale kiedy ponownie odwróciłam głowę w jego kierunku to stał dwa metry przede mną. 
      - Eliotek! Przyjacielu! Tak się cieszę, że cię widzę. - rozłożył ręce, jakby chciał przytulić chłopaka stojącego tuż obok mnie, ale ten zrobił krok w tył. - A to kto? Czyżby nowa twarzyczka? Czemu to ty zawsze pierwszy poznajesz najładniejsze kobiety? - nie oczekiwał chyba odpowiedzi na to pytanie. 
      - Okej, trzy sprawy. Po pierwsze nie nazywaj mnie Eliotek! - warknął lekko zdenerwowany mój kompan. Zwykle spokojny Aniołek Szczęścia chyba nie przepadał nad przybyłym gościem. - Po drugie nie jestem Twoim przyjacielem. A po trzecie poznaj proszę Ali. - powiedział już spokojnym głosem. Uśmiechnęłam się do niego pocieszająco. 
      - Oh, Ali masz piękne imię. Zresztą nie tylko imię. - skłonił głowę przede mną i pocałował w rękę, po czym wstał. - Jestem Kyle. 
      - Tak wiem. - starałam się zrobić dobre pierwsze wrażenie, dlatego ponownie podniosłam do góry kąciki moich ust. 
      - Może oprowadzę Cię po mieście? - zaproponował nowo poznany mężczyzna. 
      - Dziękuję, ale miło spaceruje mi się z Eliotem. - odparłam, a widocznie rozweselony chłopak stojący pół metra ode mnie podniósł głowę do góry dumny jak paw i posłał wywyższające spojrzenie rywalowi. Rozbawiło mnie to. Zachichotałam. Kusiciel krzywo na mnie spojrzał, ale nie zrezygnował ze swoich planów. 
      - A może jednak? Pokażę ci najlepsze restauracje i kluby w tym mieście. Będę do Twojej dyspozycji przez cały czas. - wyszczerzył zęby myśląc, że dam się tym przekonać. Coś usilnie próbowało mnie przekonać do zmiany decyzji. Chciałam z nim pójść i lepiej go poznać, ale wygrał rozum. A może użył wpływu? Niee .. Nie przypuszczam by już na pierwszym spotkaniu to uczynił.
      - Może innym razem, nie dziś - uśmiechnęłam się. - To jak? Idziemy dalej? - skierowałam moje pytanie w stronę kolegi obok.
      - Pewnie! - zaśmiał się. Złapał mnie za rękę i pociągnął do przodu. - Narazie Kyle! 
      - Do zobaczenia! - pożegnałam się i ruszyłam za moim przewodnikiem. Kusiciel przybrał złą minę, ale już po chwili ponownie się do mnie uśmiechnął, po czym rozłożył czarne skrzydła i odleciał.
      - Straszny palant! Myśli, że pokaże te swoje białe zęby i już wszystkie dziewczyny są jego. Podrywa każdą, bez wyjątku. Do tej pory nie udało mu się omamić tylko trzech kobiet. No, z Tobą czterech. Chociaż nie wiem, czy Ciebie liczyć, bo on z pewnością nie zrezygnuje. - odwróciłam wzrok z Nieba, na którym zniknął Kyle dopiero, gdy mój towarzysz przemówił.
      - Czy macie tu jeszcze inne magiczne istoty, oprócz Aniołów Szczęścia, Kusicieli oraz kupidynów?
      - Pewnie. Zacznę od najważniejszego. Jak pewnie wiesz, władcą Nieba jest Archanioł Gabriel, a Piekła Lucyfer. U nas to stanowisko obejmuje Nathan. Nie ma sobie równych. Potrafi wszystko. Boją się jego nawet najniebezpieczniejsi przedstawiciele ŚRy. Każdy ma do niego szacunek - wychwalał go bez końca. Czyżby chciał mu się podlizać? Ale przecież on go nie słyszy. No dobrze, pomińmy ten fakt. - Istoty, które możesz jeszcze tu spotkać to Anioły Dobra i Zła, które są podzielone na mniejsze oddziały. Anioły Dobra to te, które mogą wywołać przyjemne uczucia, a Anioły Zła to ich przeciwieństwa.
      Aha! Ciekawe, ciekawe ... Tajemniczy władca i nieprzewidywalni podwładni. Nie pozostaje mi nic innego jak dołączyć do tego ich absurdalnego świata. Żebym tylko spotkała tu kogoś normalnego.
      Nagle, książki które niosłam zaczęły mi strasznie ciążyć. Nie byłam w stanie dalej ich ze sobą targać. Marzyłam o gorącej kąpieli i śnie.
      - Możemy ten spacer i rozmowę dokończyć kiedy indziej? Jestem strasznie zmęczona. - odparłam nie zastanawiając się dłużej nad swoją decyzją.
      - Oh... oczywiście. Nie ma problemu. - odpowiedział zmartwionym głosem Eliot. No proszę! Ja nawet Anioła Szczęścia potrafię zasmucić. - Zobaczymy się jutro?
      - Pewnie, odezwę się. - uśmiechnęłam się na pożegnanie i ruszyłam w stronę domu.

 •.•.•.•.•.•.•

      Liliowy pałać prezentował się wspaniale. Niepewnie przeszłam przez brązową furtkę i z zainteresowaniem wpatrywałam się w budynek. Stojąc sześć metrów od niego wydawał się jeszcze większy niż poprzednio. Nie sądziłam, że może być to możliwe.
      Farby nałożone na budowle, a także te co ją otaczały stanowiły idealne połączenie. Naokoło była polana, na której rosły kolorowe kwiaty. W oddali ukazywał się las w różnych odcieniach zieleni i brązu. Na błękitnym niebie powoli przesuwały się białawe chmurki.
      W oknach zawieszone były kremowe, lekko przechodzące w róż zasłony, które skutecznie zasłaniały wnętrze domu. Kominek na dachu zbudowany został z jasnej cegły. Tak samo jak chodniczek  prowadzący do schodów przed wejściem. Trzy stopnie pokryte były kafelkami w odcieniu ecru. Wchodząc po nich zastanawiałam się jak może wyglądać mój nowy dom. Czy jest przytulny? A może wręcz przeciwnie? Nieśmiało nacisnęłam na klamkę i powoli odpychałam drzwi przed siebie. To co zobaczyłam było niesamowite. Czy to możliwe, aby stał przede mną pałac, o którym mogłaby śnić nie jedna księżniczka?
 
***********************************
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, na nowy rozdział.
Wiem, że jest w nim dużo błędów, ale pomimo wszystko mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Czekam na Wasze komentarze! :*


czwartek, 27 czerwca 2013

rozdział 3

      Gdy tylko drzwi z pokoju 5 zniknęły, pożałowałam, że nie spytałam co mam zrobić dalej. Stałam na wąskim, brązowym kawałku drewna, nie wiedząc co mam ze sobą począć. Otaczało mnie niebo i chmury. Nic poza tym. Czyżbym miała skoczyć? Chyba ich pogrzało! Mam lęk wysokości! Jak tylko spojrzę się w dół, od razu zemdleję. Czy ja mam na twarzy wypisane "zrób ze mnie idiotkę"? Najpierw ten kupidyn, który nie umie celować, potem drugi, brzydszy, który na chama szuka towarzystwa, a teraz ta cholerna deska.
      - Pomocy! - zaczęłam krzyczeć oczekując na cud, który mnie z tego wyciągnie. Nic innego mi nie pozostało jak czekać, aż coś się stanie. No bo w końcu ktoś powinien się zorientować, że tu siedzę.
      Nie musiałam długo wyczekiwać. Chwilę później, jak na zawołanie, w moją stronę podjeżdżał kolejny mały aniołek na swoim ... latającym dywanie. Serio? To one istnieją? Ten przybysz wyglądał w miarę normalnie. Miał brązowe włoski, niebieskie oczy i zielone, krótkie spodenki. Z pleców wystawały mu białe skrzydełka. Nie miał przy sobie strzał, ani luku.
      - Witaj. Jestem Kaleb. - uśmiechnął się do mnie wesoło i pomachał małą rączką. - Przeprowadzę Cię do pokoju numer 10, abyś mogła się zakwaterować - dodał po czym pomógł mi wsiąść na swój pojazd.
      - Cześć Kaleb, jestem Ali. Czy to na pewno jest bezpieczne? - zapytałam niepewnie, rozglądając się na rozkołysany dywan.
      - Ależ oczywiście. Nic złego się nie stanie. Mam nadzieję - to ostatnie zdanie wypowiedział ciszej, jakby nie był tego do końca pewny. - Trzymaj się mocno!
      Na czas lotu zamknęłam oczy i kurczowo trzymałam się materiału, w obawie przez upadkiem. Przy moim pechu do wykonywania ruchu fizycznego, byłam prawie pewna, że spadnę. Wiatr przyjemnie rozwiewał mi włosy, jednak to nie spowodowało, że przestałam się bać. Siedziałam w niewygodnej pozycji, po turecku, co powodowało, że co chwilę przechylałam się w jedną, to w drugą stronę. Straszne. Jak można było poruszać się tym na co dzień? Koszmarny środek transportu! Czułam, że ścierpły mi ręce, a nogi boleśnie wbijały się w pośladki. Nic przyjemnego.
      - Jeszcze chwila i będziemy na miejscu Ali! - usłyszałam głos Kaleba. Nie odpowiedziałam, ale w duchu ogromnie mnie to ucieszyło. Lekko podniosłam górną powiekę prawego oka. To co zobaczyłam, było przepiękne. Co jakiś czas mijali nas inni kierowcy. Wszyscy byli rozradowani, szczęśliwi. Błękitne niebo doskonale dopasowane było na tło dla biało-szarawych chmurek. Magiczne istoty pozdrawiały się nawzajem przelatując obok siebie. Gdyby nie mój lęk wysokości, na pewno zerknęłabym w dół. Korciło, oj korciło. Jednak zwyciężył mój strach, więc zostałam w pozycji towarzyszącej mi od początku lotu.
      W którymś momencie mój nawigator zatrzymał pojazd. Gwałtownie zahamował, przez co niebezpiecznie wychyliłam się do przodu. Przez chwilę byłam pewna, że runę w błękitną przestrzeń. Zatrzymaliśmy się przed kolejnym obłoczkiem. Mniejszym, aczkolwiek ładniejszym niż poprzedni.
      - Jesteśmy na miejscu! - krzyknął ucieszony kupidyn, po czym wyczarował drzwi. On użył do tego palców, nie harfy. Przeczesał opuszkami materiał, a wejście do pokoju numer 10 zaczęło się pojawiać. Mam nadzieję, że jak nie będę musiała tak robić, aby wejść do domu. To by była katastrofa. - Do zobaczenia!
      Odjechał, a ja przeszłam przez drzwi. W tym pokoju było jeszcze inaczej. Ściany były pomalowane na niebiesko, meble zdobiła barwa granatowa i wszystko inne pozostawało w różnych odcieniach błękitu. Biurko właściciela pokoju stało w kącie, a za nim siedział ... Nie zgadniecie kto .... Kolejny kupidyn. A już myślałam, że w tym pokoju spotkam miłość mojego życia. Ubrany na niebiesko mężczyzna wstał i ukłonił się, gdy mnie zobaczył, po czym usiadł i wrócił do podbijania pieczątek na formularzach. Przywitanie godne złotówki.
      - Cześć, mogę wejść? - zapytałam niepewnie, nie wiedząc czy mam przerwać mu pracę teraz, czy dopiero za chwilę. Postanowiłam, że jednak zostanę.
      - Proszę, proszę. Siadaj. - pomachał ręką, gestykulując, żebym zajęła miejsce przed nim. - Zapewne przysłano Cię tutaj, abym zajął się twoim stałym miejscem zamieszkania. A więc zacznijmy od krajobrazu. Za oknem chcesz mieć morze, góry, polanę, jezioro, rzekę, miasto czy wieś? Twój dom ma być w pobliżu innych domów, czy na uboczu, a może w centrum? Jeśli w pobliżu innych, to jakich sąsiadów wiekowo chcesz mieć? Ile pięter ma mieć dom? Ile pokoi ma w nim być? Czy chcesz mieć współlokatora czy wolisz mieszkać sama? - zaczął bardzo szybko wyliczać, dlatego poprosiłam, aby powtórzył. Niechętnie jednak podjął się tego zadania. On chyba także nie przepadał za swoim stanowiskiem. Zapewne często musiał powtarzać ludziom wszystko po kilka razy. No, ale jakby mówił wolniej, to nie byłoby tego problemu.
      - Poproszę dom w pobliżu innych, ale nie w samym centrum. Nie za blisko i nie za daleko. Tak .. W sam raz. Wiekowo to .. hmm .. obojętnie. Piętra i pokoje pozostawiam w pana rękach. Wolę mieszkać sama. - wydukałam po krótkim namyśle.
      - Rozumiem. - Odparł i zaczął grzebać w papierach. Po chwili wyciągnął jakąś kartkę. - Proponuję domek w mieście Jingles. W tle jest polana, a w pobliżu kilka domów oddalonych od siebie. Domek jest duży i ma dwa piętra, nie licząc parteru. Na dole znajduje się kuchnia, salon, łazienka, dwie sypialnie. Na pierwszym piętrze także jest łazienka, ogromna garderoba, sześć sypialni. Na drugim piętrze jest kino domowe, pięć sypialni oraz biblioteka. Na życie tutaj poświęcona jest cała wieczność. Jeśli umrzesz, będziesz mogła wrócić do swojego domu, zamiast na nowo zakwaterowywać się w Niebie, czy też Piekle. Dla wielu jest to wygodniejsze. Czy odpowiada Ci ten dom? - zapytał z nadzieją w głosie.
      - Tak, dziękuję. - uśmiechnęłam się pocieszająco, a on odetchnął.
      Otarł spocone czoło i ponownie zaglądnął do niewielkich rozmiarów szafeczki. Wyglądał na zmęczonego życiem. Podciągnął rękawy garnituru, przez co zobaczyłam spocone plany pod pachami. Fu!
      - Proszę, tu są podręczniki, których treści powinnaś znać. Nie słowo w słowo, ale ogólnie, żeby znać zasady panujące w Świecie Równoległym. - podał mi grubą księgę. - A w tym podręczniku znajdziesz informacje jak korzystać z mocy. - przysunął kolejny. - W tych zawarte jest życie u nas. Oprócz tego w swoim nowym domu, jak już wspomniałem, znajduje się biblioteka, w której znajdziesz, już patrzę ... O mam! Znajdziesz tam trzy tysiące pięćset osiemdziesiąt dwie książki. Jeśli któraś ci się nie spodoba, możesz ją usunąć, o tym też pisze w podręczniku, a także możesz sobie dorobić nowe. Jeśli będziesz chciała to zrobić wystarczy powiedzieć w stronę regałów słowo "NOWE", a na półkach pojawi się ich więcej. - skończył i położył na biurku jeszcze dwie.
      - Dobrze, rozumiem. - przytaknęłam posłusznie, w obawie, że znowu zacznie jakiś wykład. Odpowiedzi ma moje pytania wolałam usłyszeć od kogoś innego. - Czy coś jeszcze ? - zapytałam, mając nadzieję, że odpowiedzią, którą usłyszę będzie "nie".
      - Chyba to wszystko. Tu są klucze do twojego mieszkania - powiedziawszy to, podał mi mały, zgrabny, złoty kluczyk. Wygrawerowana była na nim róża. Bardzo ładny, takiego na Ziemi jeszcze nie widziałam.
     - Ekhm .. jak mam się dostać do domu? - zapytałam, gdy zorientowałam się, że nie umiem latać, skakać po chmurach, wyczarowywać drzwi ani nie mam latającego dywanu. Jak żyć?!
     - Ah, no tak. Aby dostać się do Twojego miasta, przeprowadzi Cię do odpowiedniej chmury Eliot albo zrobi te swoje czary mary na inne sposoby. Zaraz powinien tu być - tylko skończył mówić, a przede mną zmaterializował się mój dalszy przewodnik, który miał na oko szesnaście lat, a mimo to był mojego wzrostu, a może i ciut wyższy. Jego urocza chłopięca buźka promieniała. Uśmiech nie schodził z jego twarzy.  Mi samej także zaczęło być wesoło, chociaż nie miałam jakiś konkretnych powodów do radości. Ubrany był w granatowe dżinsy i szary podkoszulek. Miał blond włosy, krótko ścięte. Wesołe oczy jakby się śmiały.
      - Cześć, jestem Eliot. - przywitał się. - Moim zadaniem jest Cię pokierować. - zaśmiał się.
      - Hej, jestem Ali. - zawtórowałam mu.
      - To jak? Idziemy? - ręką wskazał wyjście.
      - Oczywiście. Do widzenia! - krzyknęłam na pożegnanie i wyskoczyłam z niebieskiego pokoju. Ponownie znaleźliśmy się na drewnianym mostku.
      - Jak stąd dojdziemy? - zapytałam, zdziwiona faktem, że mój nowy kolega nie zaczął wyczarowywać jakiegoś środka transportu, czy też drzwi.
      - No jak to jak? Teleportaacja! - krzyknął i złapał mnie za rękę. Chwilę później dryfowałam po przestrzeni, w której nie było nic prócz gwiazd.Ciekawie, nie boleśnie, zabawnie. Ten sposób poruszania się  całkowicie mnie zadowalał.
      Nie minęła sekunda, a już byliśmy na miejscu. To znaczy tak mi się zdawało. Staliśmy na szarej uliczce otoczonej polaną, kilkoma domkami i drzewami rosnącymi od siebie w dłużysz odległościach. Bardzo ładna okolica.
      - Tam jest twój dom. - wskazał mój towarzysz na liliowy pałać. Nie sądziłam, że będzie aż tak ogromny. - Chcesz się tam od razu przenieść czy wolisz pospacerować?
      - Szczerzę .. Wolę spacer - uśmiechnęłam się. - Mogłabym zadać ci kilka pytań?
      - A i owszem. - nie przestawał się śmiać. - Ale może najpierw dokładnie się przestawię. Jestem Eliot, anioł szczęścia. Jestem zawsze wesoły i nigdy się nie smucę. Rzadko też bywa mi przykro. Pomagam ludziom, gdy są nieszczęśliwi. Gdy tylko będziesz mnie potrzebować, pomyśl o mnie i poproś żebym przyszedł. Przekaz myślowy bardzo ułatwia sprawę. - zachichotał.
      Łał. Fajnie ma. Też bym tak chciała. Żyć chwilą. Ciekawe czy można zostać takim aniołem? Byłoby super. Ale ..
      - Czy anioły mają moc? - zapytałam nagle zainteresowani tym faktem. W końcu ja ją miałam. Byłoby dziwne, gdyby wysłannik Boga jej nie miał.
      - Wszystkie. Lecz nie każdy śmiertelnik ją ma. Może tu trafić osoba bez mocy. Dużo tutaj takich mamy. Często jednak zdarzają się z mocami większymi od nas. Na przykład ty. - uśmiechnął się zawadiacko.
      Ale co to właściwie znaczy?
      - Ty możesz praktycznie wszystko. Masz siłę wszystkich istot bożych razem wziętych. Możesz kogoś zniszczyć jednym małym paluszkiem. Nawet tych nieśmiertelnych. No, ale najpierw musiałabyś się dostać do tamtych zaświatów. Z tym miałabyś niemały problem. Wejść do nich pilnują gobliny i za nic nie chcą wpuszczać ludzi. - kontynuował monolog.
      - Wydaje się ... Spoko. A o co chodzi z tym, że mogę sobie wybrać gdzie chcę mieszkać?
      - Bo widzisz, każdy ma tutaj prawo wyboru. Nie każdy ma ochotę na życie gdzieś indziej niż Ziemia. Dlatego jeśli komuś się tu nie podoba, może podpisać kilka papierów w Urzędzie i zostanie ... Tak jakby wypisany. Oczywiście jak będzie chciał wrócić to nie ma problemu. Dom cały czas pozostanie jego. Chyba, że się umrze. Wtedy wszystko co było tu twoje, znika razem z Tobą i przenosi się co zaświatów umarłych. Tam masz tylko jeden wybór, jeśli będziesz chciała to po śmierci możesz pozostać w ŚRy zamiast na nowo się zakwaterowywać w innym miejscu. A tak to u nas możesz żyć tu i tam. Możesz podróżować po Ziemi i w ŚRy.
      Maszerując powoli dowiedziałam się mnóstwa ciekawych rzeczy. Wiem, jakie są środki transportu i to, że mogę sobie wybrać, którym chcę się poruszać. Wiem, że za pomocą telepatii można kogoś przywołać. I wiele, wiele innych, o których w życiu bym nie pomyślała. A jednak są.
     Idąc w stronę strumyka, kilkanaście metrów przed nami szedł luźnym krokiem mężczyzna. Ubrany w dżinsy i bladozielony podkoszulek. Uśmiechał się od ucha do ucha. Czyżby to też był anioł szczęścia? Był okropnie przystojny. Miał brązowe, krótkie włosy, które odgarniał do tyłu. Bóstwo.

wtorek, 25 czerwca 2013

rozdział 2

      I co ja mam teraz zrobić? Przecież to niemożliwe. Ja mam moc? Ciekawe jaką. Chyba, że w denerwowaniu starszego brata, w tym jestem świetna. Ale tak to co ja potrafię? Rysuję raczej koszmarnie, jeśli to co tworzę z pędzlem i białą kartką w ogóle można nazwać malowaniem. Ja raczej tworzę krzywe linie mając nadzieję, że dostanę za nie chociaż dwóję. Matematyczka ze mnie też nie będzie. Nie umiem pisać wierszy i nie potrafię się uczyć historii. Tak naprawdę jedyne co mi wychodzi to taniec i śpiew.
      - Zbuforowałaś już to co Ci powiedziałem? - z rozmyśleń wybudził mnie głos kupidyna. Siedział oparty niedbale o puszystą chmurkę, która nas otaczała. Swój łuk położył trochę dalej, aby go nie korciło strzelić ponownie. Co by się stało, gdyby strzelił w jakieś dziecko? Chciałabym usłyszeć jak jemu opowiada co się wydarzyło. 
      - Co? Ah, tak, tak. To co to za moc? - zapytałam, bo nie wiedziałam jak mam odpowiedzieć na jego pytanie. 
      - To jest moc, która pozwala Ci na wszystko. Dzięki niej możesz zmienić swój wygląd, poszerzyć swój majątek, stworzyć różne przedmioty, nauczyć się książki bez otwierania jej i wiele, wiele innych rzeczy, które możesz osiągnąć tylko poprzez pstryknięcie palcem. Jednak każda sprawa ma wyznaczoną ilość pstryknięć, ale o tym przeczytasz, gdy już wypełnisz formularze i zakwaterujesz się w ŚRy. Aha, zapomniałem dodać, że u nas czas płynie, ale wiek się nie zmienia, chyba, że ktoś sobie tego zażyczy.
      Łohohoho .. widzę plusy w tym całym zamieszaniu. Czyżbym serio nie musiała się niczego uczyć? No, najwidoczniej przyjdzie czas, na poprawę ocen! I nie będę się starzeć! Ale chwila .. 
      - Czy ta moc działa także na Ziemi? - odparłam zaciekawiona, czy faktycznie jest się z czego cieszyć. 
      - Mała .. - zaczął. Proszę, proszę. I on to mnie mówi? Czy niski człowiek nie zauważał różnicy między naszym wzrostem? 
      - Odezwał się ktoś, kto sięga wzrostem stołu kuchennego. - odparłam z przekąsem. 
      - Oh, widzę, że ktoś tu ma charakterek. Lubię Cię. - uśmiechnął się, wytrzeszczając swoje białe zęby. Zdziwił mnie tym wyznaniem. Zazwyczaj, gdy komuś odpyskowywałam ten ktoś posyłał mi krzywe spojrzenie. Może Alan nie jest taki zły?
      - A właściwie to jak ja mam się dostać do tego Urzędu czy co to tam macie? - Chyba nie sądził, że sobie tam skoczę albo polecę. Może mnie dźgnął tą swoją strzałą amora, ale myśleć jeszcze nie przestałam. A może przyjedzie tu po mnie karoca z dwunastoma końmi? A może stworzy mi skrzydła? A może wejdę w chmurę i będę już w innym wymiarze? Te i wiele innych pytań znajdowały się na końcu listy rzeczy, o których powinnam się dowiedzieć.
      - No jak to przez co? - zdziwił się wyraźnie zaskoczony faktem, że tego nie wiem. No, ale skąd miałam wiedzieć. Wybacz aniołku, lecz nie zdążyłam opracować do końca mojej książki pod tytułem "Co robić, gdy spotkasz kupidyna." - Do Ministerstwa wskażę Ci drogę ja, dalej poradzisz sobie z poradnikiem pstrykania.
      Że co proszę ? Zachichotałam. Jaki znowu poradnik pstrykania? Gorszej nazwy to ja jeszcze w życiu nie słyszałam. Widzę, że w zaświatach robią wszystko, żeby umilić ludziom czas, a nadawanie głupich nazw przedmiotom to chyba ich ulubione zajęcie. Zauważyłam, że mój towarzysz nie za bardzo rozumiał czemu mi jest do śmiechu, dlatego postanowiłam spoważnieć, żeby znowu nie uznał, że mam problemy z głową albo jestem cofnięta w rozwoju.
      - Powiedz mi kochanie, jak masz na imię? Muszę uprzedzić pracowników, że przyjdzie ... ktoś taki jak ty. - zapytał niepewnie i bardzo powoli, na wypadek gdybym była głucha lub miała wybuchnąć śmiechem.
      - Jestem Ali. Co masz na myśli mówiąc "ktoś taki jak ty"? - tym razem ja zadałam pytanie, trochę zirytowana faktem, że prawdopodobnie znowu mnie obraził.
      - Ktoś tak .. wesoły. Być może zyskasz jakieś stanowisko, ale nie ważne - zagrał na harfie jakąś ładną, króciutką piosenkę, a obok nas zaczęły się tworzyć drzwi. Były bardzo ładne. Pokrywała je bladożółta farba, a na niej wygrawerowane wzroki. Na dole i u góry miały narysowanie podwójne pomarańczowe linie, które fantastycznie wplatały się w całość. - Przejdziesz przez nie, a dostaniesz się do pokoju numer 5, do pokoju zapisów.
      - Bardzo ładne. - wyszeptałam dalej wpatrując się w niesamowite wejście do Urzędu.
      - Nic dziwnego, sam je sobie wybrałem. Tak, wiem. Mam wspaniały gust. - położył się na chmurce i podłożył ręce pod głowę. No skromności to mu nie brakuje. - Do zobaczenia Ali.
     - Cześć. - pożegnałam się i otworzyłam drzwi. Weszłam do środka, w której panowała ciemność. Nie było niczego widać ani słychać. Przez chwilę zrobiło mi się zimno i poczułam niepokój. Nie czułam się komfortowo w takim miejscu.
      Po krótkim czasie ktoś klasnął w dłonie, a światło w pokoju zabłysnęło blaskiem. Dopiero teraz zobaczyłam gdzie jestem. Był to zwykły, mały pokoik. Na ścianach wisiały obrazy jakiegoś innego stworka. W rogach pokoju stały kolorowe kwiatki. Okno było uchylone, a firanka poruszała się popychana przez wiatr. Całe to pomieszczeni otaczały kolorowe, jaskrawe barwy. Na samym środku pokoju stało brązowe biurko, a obok niego niewielkich rozmiarów kosz na śmieci. Na krześle za biurkiem stał kupidyn. Jego wygląd nie pasował do całości. Ubrany był z czarny garnitur, miał brązoworude, poplątane, długie włosy. Minę miał skwaszoną, podejrzewam, że nie przepadał za stanowiskiem, które mu przydzielono. No bo kto by chciał siedzieć cały czas za biurkiem obsługując niczego nie wiedzących ludzi?
     - Witaj. - przywitałam się i uśmiechnęłam lekko, żeby nie zauważył mojego obrzydzenia do jego osoby.  W tej samej chwili podniósł głowę i spojrzał na mnie. Nagle oczy mu się zaświeciły, a na ustach pojawił się szeroki, od ucha do ucha uśmiech. Nie spodziewałam się takiej reakcji po kimś takim. Bardziej podejrzewałam, że byłby wstanie napluć mi na twarz niż wyrazić zadowolenie moim przybyciem.
      - Dzień dobry, dzień dobry. - wstał i szybko odsunął mi krzesło, jak największy gentelmen, abym mogła usiąść. Jego wzrost sięgał może metru. - Czy zechcesz się czegoś napić?
      - Nie, dziękuję. Przyszłam wypełnić jakieś formularze. Alan mnie tu przysłał. - pochylił głowę, jakby posmutniał. Dziwny typek.
      - Ah, a więc ... dobrze - wyciągnął z szuflady papiery i pióro. - Jak się nazywasz? Pełne imię i nazwisko, proszę. Jak mówią na Ciebie znajomi? Ile masz lat? Pracujesz? - wyrecytował.
      - Alison Clickment. Przyjaciele mówią na mnie Ali lub Clicky. Mam dziewiętnaście lat. Pracuję w kafejce. - odpowiedziałam na pytania.
      - Podpisz się tu - przestał notować i wskazał miejsce na kartce. Gdy skończyłam pisać oświadczył: -Proszę, tu jest twój formularz, aby przejść do pokoju zakwaterowań, pomieszczenie numer 10. - podszedł do mnie i podał mi formularz. Stanął za mną i odgarnął mi włosy. Poczułam jego wstrętny oddech. Miałam ochotę stamtąd jak najszybciej wyjść. - Co powiesz na to, żebyśmy się spotkali na mieście?
      W tym momencie nie wytrzymałam. Szybkim ruchem podniosłam się z krzesła i stanęłam obok drzwi.
      - Nie, dzięki. Do zobaczenia! - krzyknęłam i wybiegłam jakby porażona prądem. - Do zobaczenia nigdy! - dodałam jak już znalazłam się za drzwiami. 

poniedziałek, 24 czerwca 2013

rozdział 1

      Przez chwilę przyglądałam się nowej błyskotce na mojej ręce. Nie przypominałam sobie, żebym ją kupowała. Próbowałam ją zdjąć, ale bransoletka nie miała zamka. Popatrzyłam dokładniej na napis, który się na niej znajdował. "WITAJ W ZAŚWIATACH". Że niby co to ma znaczyć? 
      Wstałam i strzepałam ubranie, będąc pewna, że będę cała w kurzu, piasku i ziemi. Stanęłam jak wryta, kiedy okazało się, że moje ubranie jest w nieskazitelnym stanie. To niemożliwe. 
      - Co robisz? - usłyszałam piskliwy głosik. Rozejrzałam się dookoła i oniemiałam. Przede mną siedział mały stworek z harfa w ręce, pogrywając sobie spokojną melodię. Miał może pół metra wzrostu, ubrany był w białą pieluchę. Jego bose stopy poruszały się w takt muzyki. 
      - Kim jesteś ? - zapytałam zaskoczona widząc tak nieprawdopodobną postać. - Jesteś karłem? 
      - Zwariowałaś?! - krzyknął widocznie urażony i przestał grać. - Karłem. Pf.. też mi coś. Może od razu krasnoludkiem?! - dokończył swój wywód nad moim brakiem myślenia. 
      - Przepraszam .. - dodałam nieśmiało i uchyliłam głowę, na znak, że mi przykro. Chociaż wcale nie miałam wyrzutów sumienia. Bardziej było mi do śmiechu. To takie urocze, jak taki mały człowieczek się denerwuje. Brakuje mu tylko jeszcze tego słodkiego głosiku dziecka. 
      - No .. niech będzie. - uśmiechnął się. Widocznie wybaczył mi mój bark wiedzy. - Jestem Alan, kupidyn. 
      - Ah, no tak. Pewnie dlatego masz łuk i strzały. Doprowadzasz do połączenia dwóch ludzi, czyż nie?- chciałam pokazać małemu towarzyszowi, że jednak coś wiem. Dumna jak paw podniosłam głowę. 
      Aniołek przez chwilę stał cicho i nic nie mówił. Opuścił głowę i przyglądał się swoim stopom, jakby nagle zobaczył tam coś strasznie interesującego. Podciągnął sobie pieluchę, po czym spojrzał na mnie. 
      - No taaaak .. Zazwyczaj tak jest ... Chyba, że sobie strzelam z nudów na ślepo w różnych kierunkach. To wtedy gorzej. Mają potem lekkie zamieszanie w Ministerstwie. No ale cóż. Ja mam tylko miliard lat. Jestem jeszcze dzieckiem. Czego ode mnie oczekują. Przecież nie zajmę się pracą w Urzędzie. 
      Gdybym miała coś teraz w ustach, na pewno bym to wypluła. Jak to miliard lat?! Żarty sobie ze mnie robi?! Przecież nikt tak długo nie żyje ... 
       Nagle zaczęłam się głośno śmiać. Kupidyn patrzył na mnie, jakbym miała problemy z głową. W sumie sama się nad tym zastanawiałam. 
      - To pewnie kolejny świetny żart mojego brata, co? A ty to jakiś wynajęty aktor, co nie? Łał, no teraz to mu się udało - dalej się śmiałam, a Alan dalej wpatrywał się we mnie, jak w najdzikszą bestię na pustyni. 
      - Jeeeeest! - krzyknął nagle ucieszony. - Czyli tym razem ściągnąłem osobę, która już i tak jest nienormalna! Oh, jakie to szczęście. Jeśli jesteś chora umysłowo, to i tak Cię tu nie zatrzymają. - zaczął skakać i wołać w kółko. 
      Chwila co! Żaden skrzat nie będzie mnie obrażać! Nie ma mowy! Co on sobie myślał! Nie mam żadnych problemów. Jestem zwyczajną nastolatką, którą życie obdarzyło wspaniałymi znajomymi i rodziną. 
      - Wiesz co, znudziło mi się tu! Chcę się wreszcie obudzić! - szczypałam się w rękę, aby ten sen się wreszcie skończył. 
      - Mogę wiedzieć co robisz? Ty nie śpisz. Jesteś po prostu .. w innym wymiarze. - zauważył i tym samym zwrócił na sobie moją uwagę. 
      - Co chcesz przez to powiedzieć? Mogę się założyć, że teraz leżę na fotelu i chrapię.
      Na moją uwagę odpowiedział tylko śmiechem. Zachichotał kilka razy i rozłożył się wygodnie na miękkim czymś, które nas otaczało.
     Co to jest za miejsce, ja się pytam? Wszędzie biel i puch. I jeszcze ten mały karzełek. Koniec! Ja chcę wstać! Miewałam już dziwne sny, ale ten to chyba był najgorszy z możliwych. 
     - To może Ci wyjaśnię, chociaż dam sobie rękę uciąć, że i tak nie zrozumiesz. A więc, nie śnisz. Żyjesz tak jak zawsze, z tym małym szczegółem, że znalazłaś się w miejscu, do którego powinnaś trafić za dobre kilkadziesiąt lat albo i w ogóle. Obecnie jesteśmy w chmurze. Wiesz, takie białoszare coś na niebie. - dalej uważał, że mam problemy z myśleniem. 
      No przecież wiem co to jest! Ale jak? Cholera jasna! Co to ma znaczyć? Spociły mi się ręce, serce zaczęło mi szybciej bić. Czy to możliwe. Jakim cudem. A może ja .. 
      - JA UMARŁAM?! - krzyknęłam przestraszona. 
      - Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Przecież powiedziałem, że żyjesz! 
      A, no tak. Chyba pominęłam tą część, w której to powiedział. To przez przypadek. Za bardzo skupiłam się na jego blond loczkach i niebieskich oczach. Śliczny jest. 
      - Jakim cudem znalazłam się w chmurze? - zapytałam wracając myślami. 
      - No więc, całkiem przez przypadek trafiłem cię moją strzałą. Masz moc, o której nie wiedziałem, przez co wokół ciebie zebrał się wicher. Powietrze Tobą targało, aby doprowadzić Cię do nieprzytomności, żeby potem sprowadzić ciebie tutaj. Inaczej byłabyś w ciężkim szoku, gdybyś nagle zobaczyła, że zaczęłaś latać. Teraz jesteś w chmurze, gdzie jest wejście do innego wymiaru. - zaczął tłumaczyć. 
      - A co z Niebem i Piekłem? - wtrąciłam się mu w zdanie. - One nie istnieją? 
      - Oczywiście, że istnieją. Ale one są dla zmarłych, a nie dla żywych. Dla żywych jest inny wymiar , zwany potocznie Światem Równoległym, w skrócie ŚRy. Jest on przeznaczony dla ludzi, którzy żyją, ale tylko dla tych, którzy mają moc. Gdybyś była zwykłą śmiertelniczką odrzuciło by Cię tam skąd przyszłaś i by nie było kłopotu. Teraz musisz latać po Ministerstwie i uzupełniać papiery i zobowiązania. Nie ma nic nudniejszego. Będziesz mogła żyć podwójnie. Być w dwóch miejscach w tym samym czasie. Jeśli nie podoba Ci się twoje życie na Ziemi, stworzymy twoją kopię, która będzie żyła tam za Ciebie, a ty w tym czasie będziesz prowadziła swoje dalsze losy w ŚRy. Jest to wygodniejsze, dla większości, bo u nas jest ... barwniej. Jeśli umrzesz, nie ważne w którym świecie, twoja kopia zniknie, a ty pójdziesz do Piekła, Nieba lub Tartaru. Niestety nie możesz wrócić na Ziemię, gdyby nie spodobało ci się u nas, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Twoja osoba nadal będzie istnieć, ale jako twoja kopia, a ty wrócisz do swojego życia na Ziemi. - skończył swój wykład widocznie znudzony faktem, że opowiada go już tysięczny raz. 
      Aha, czyli podsumowując. Umarłam, nie, jednak żyję. Jestem w chmurze z półmetrowych stworem, który nie potrafi strzelać. Mogę wybrać gdzie chce żyć, ale tu i tu muszę istnieć. Dodatkowo mam moc, o której w życiu nie słyszałam. Hmm.. Ciekawie się zapowiada. 

niedziela, 23 czerwca 2013

prolog

      Wszystko zaczęło się od chmury. Wiatr dmuchał we wszystkie strony i popychał dziewczynę w nieznane jej kierunki. Przez chwilę nie wiedziała co się dzieje, pociemniało jej w oczach i nie mogła oddychać. Czuła, jakby ktoś zatykał jej dopływ powietrza do płuc.
      Że też zachciało jej się pooddychać na świeżym powietrzu. Zaklęła swoją głupotę.
      Próbowała się zatrzymać. Kręciła się w miejscu, jakby była na karuzeli, bardzo szybkiej karuzeli. Spagetti, które zjadła przed wyjściem wracało tą drogą, którą przyszło. W tym samym momencie, przez nogi, aż po głowę i przez całe ciało przeszedł ją ogromny ból. Złapała się obiema rękami za głowę, mając wrażenie, że zaraz odpadnie. Jej kolana uginały się pod wpływem narastającej siły podmuchów. Upadła.
       Chwilę później obudziła się na ziemi. Przynajmniej tak jej się na początku zdawało. Tak na prawdę leżała na ... sama nie wiedziała na czym. Było puchate i miękkie jak materac. Leżała na brzuchu na ziemi. Już nie czuła bólu. Wszystko to, co przed chwilą doświadczyła, zniknęło. Podniosła się na łokciach i rozejrzała dookoła. Nie było tam nic, prócz bieli. Wydawało się, że ta biel jest wszędzie. Nie wiedziała, gdzie jest i co robiła w takim dziwnym miejscu. Jeszcze przed sekundą spacerowała po pagórku niedaleko jej domu.                                  
       Obejrzała się po ciele, wypatrując jakichś obrażeń wywołanymi niecodziennymi warunkami pogodowymi. Nie znalazła nic nowego, oprócz niewielkich rozmiarów bransoletki na nadgarstku, na której wygrawerowany był napis "WITAJ W ZAŚWIATACH".